Na wstępie chciałabym rozwiać wszelkie wątpliwości – zorganizowanie podróży do Tajlandii na dwa tygodnie wcale nie jest tak trudne, jak mogłoby się wydawać. Wbrew pozorom, kraj ten oferuje wyjątkowo przyjazne warunki dla podróżujących na własną rękę, co sprawia, że jest to idealna destynacja na pierwsze spotkanie z Azją. Nasz plan podróży na 2 tygodnie po Tajlandii również spełnił swoją funkcję.
Organizacja wyprawy do Tajlandii na dwa tygodnie była dla mnie nie tylko podróżniczym wyzwaniem, ale także spełnieniem jednego z marzeń. Było wspaniale! Rajskie widoki, niesamowite jedzenie, uśmiechnięci ludzie – to wszystko prawda! Prawdą jest też, że jeśli raz posmakujesz Tajlandii, będziesz chciał tam wracać. W głowie mam już przynajmniej kilka scenariuszy na kolejne wyprawy do tego kraju.
Jak zabrać się za planowanie?
Skoro już mowa o scenariuszach – przygotowując się do podróży, miałam spory mętlik w głowie. Tajlandię można zwiedzać na tysiące rożnych sposobów, jak więc znaleźć ten odpowiedni plan podróży na 2 tygodnie?
Po pierwsze – zbadaj temat i określ swoje potrzeby.
Podczas przeglądania informacji o różnych wyspach, prowincjach i miastach w Tajlandii, każde miejsce zdawało się być równie egzotyczne i fascynujące. Chciałam zobaczyć wszystko! Jednak rozsądek podpowiadał mi kilka rzeczy:
a) 2 tygodnie urlopu to jednak mocno ograniczony czas, więc nie jestem w stanie zobaczyć wszystkiego,
b) potrzebuję pobyć przynajmniej kilka dni w jednym (najlepiej rajskim) miejscu, bez ciągłego przemieszczania się,
c) nie chcę mieć perfekcyjnego harmonogramu wypełnionego po brzegi milionem różnych aktywności.
Po wielu wieczorach spędzonych na studiowaniu wpisów na forach i przeglądaniu vlogów na YouTube, wzięłam mapę i naszkicowałam wstępny plan. Ostatecznie, kilka rzeczy wykreśliłam, kilka zmodyfikowałam. I tak powstał nasz plan podróży do Tajlandii (na własną rękę).
Tajlandia – plan podróży na 2 tygodnie
Nasz ramowy plan podróży na dwa tygodnie (w listopadzie) wyglądał następująco:
Dzień 1: przelot: Kraków – Istambuł – Bangkok (liniami Turkish Airlines)
Dzień 2: Bangkok
- Zwiedzanie
- Nocleg
Dzień 3: Bangkok – Khao Sok
- Lot wewnętrzny: Bangkok – Surat Thani
- Transport do Khao Sok
- Nocleg w domku w dżungli w Khao Sok
Dzień 4: Khao Sok
- Wycieczka nad jezioro Cheow Lan
- Nocleg w domku na jeziorze
Dzień 5: Khao Sok
- Powrót do Khao Sok
- Nocleg w domku w dżungli (ten sam, co w dniu 3)
Dzień 6: Khao Sok – Ao Nang
- Przejazd busem z Khao Sok do Ao Nang
- 4 noclegi (dni 6-10)
Dzień 10: Ao Nang – Koh Phi Phi
- Prom na wyspę Koh Phi Phi
- 3 noclegi (dni 10-13)
Dzień 13: Koh Phi Phi – Krabi – Bangkok
- Powrót promem z Koh Phi Phi do Krabi
- Lot Krabi-Bangkok
- Nocleg w Bangkoku
Dzień 14: Bangkok – Powrót do Polski
- Zwiedzanie Bangkoku
- Powrót do Polski (Bangkok – Istambuł – Kraków)
To co, lecimy? 😉
Bangkok
Najpierw trzeba przywyknąć do ciepła i wilgoci, które wypełniają płuca niczym sauna zaraz po wyjściu z jakiegokolwiek klimatyzowanego pomieszania. Potem ogarnąć transport wewnętrzny, bo siatka połączeń jest mocno rozbudowana. No i można chłonąć (dosłownie każdym porem skóry).
Pierwsze wrażenie – jest głośno, kolorowo i… różnorodnie. Na jednej ulicy można zjeść pad thaia za 50 bahtów (około 6 zł), ale też za 290 bahtów, oba równie dobre. Wszystkiego jest po prostu dużo. Dużo ludzi, samochodów, tuktuków (korki też są duże), świątyń, jedzenia (to akurat super!!), straganów, ogromnych wieżowców. Dużo wilgoci i klejące się do ciała ciuchy. To moje pierwsze spotkanie z Azją, więc wrażenia spotęgowane były pewnie co najmniej kilkukrotnie.
W Bangkoku spędziliśmy w sumie 2 dni – jeden pełny dzień po przylocie i jeden dzień przed przylotem. Udało nam się odwiedzić kilka bardziej popularnych świątyń (Wat Pho, Wat Saket, Wat Arun) i kilka mniejszych, lecz równie pięknych. Poza tym zahaczyliśmy o słynną Khao San Road (nic specjalnego) i China Town (to dopiero przeżycie!), a ostatniego dnia przeznaczyliśmy kilka godzin na zakupy w jednym z centrów handlowych (MBK Center), kupując pamiątki i prezenty dla bliskich.
Mam świadomość, że jedynie „liznęliśmy” stolicę Tajlandii, ale jednocześnie było to dla nas wystarczające doświadczenie jak na pierwszy raz. Jedno jest pewne – Bangkok ma mnóstwo do zaoferowania, potrafi zachwycić, rozkochać, ale też zmęczyć, bo to naprawdę ogromne miasto. Sami musicie odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekujecie od wakacji. Dla nas wypoczynek na wyspach zdecydowanie wygrał 🙂
Ważne! Niedaleko Wielkiego Pałacu Królewskiego zapewne zaczepią was Tajowie w tuk tukach. Będą oni twierdzić, że kompleks jest chwilowo nieczynny z powodu modlitw mnichów i oferując w zamian objazdową wycieczkę łodzią, z której to będzie można podobno zobaczyć więcej pięknych świątyń. Nie dajcie się jednak nabrać, to typowy scam i zwykła próba wyłudzenia pieniędzy od mniej świadomych turystów (cena takiej godzinnej wycieczki będzie zdecydowanie nie warta uczestnictwa, nawet kilkanaście razy zawyżona).
Khao Sok
Z Bangkoku następnego dnia przylecieliśmy do Surat Thani. Z lotniska wzięliśmy taksówkę, która w około 1,5 h zawiozła nas do Khao Sok.
Pobyt w Khao Sok uważam za obowiązkowy punkt wyjazdu do Tajlandii. Noclegi w drewnianych domkach po środku lasu palmowego to idealny przepis na chwilowe oderwanie się od cywilizacji i naładowanie baterii. Z werandy domku podziwialiśmy skaczące po drzewach małpy, a odgłosy dżungli po zmierzchu były niepowtarzalne, rozbudzając wyobraźnię (czy na pewno tuż za rogiem nie czai się jakiś egzotyczny zwierz?). Samo miasteczko sprawia wrażenie maleńkiej wioski na końcu świata. Prawdziwy kontrast w stosunku do Bangkoku.
Zaplanowaliśmy 3 noce w Khao Sok, z czego jedną spędziliśmy w domkach na wodzie, rezerwując wcześniej wycieczkę (nam udało się to zrobić przez naszego gospodarza). Wycieczka do Parku Narodowego Khao Sok to idealny pomysł dla każdego miłośnika natury. To ogromny teren położony nad jeziorem Cheow Lan, porośnięty wiecznie zielonym lasem deszczowym, który jest jednocześnie domem dla różnorodnych gatunków zwierząt (w tym makaków, tukanów i nawet słoni!).
Wybierając opcję 2-dniowej wycieczki mieliśmy niepowtarzalną okazję spędzić noc w bungalowie położonym pośrodku jeziora. W planie były takie aktywności jak trekking po wodospadzie w środku dżungli i poranne safari łodzią. Mogliśmy też wypożyczyć kajak, żeby opłynąć nasze domki i podziwiać je z innej perspektywy. To był cudowny czas, a brak zasięgu potęgował wrażenie totalnego zespolenia z naturą. Bardzo, bardzo polecam!
Polecajka: nocleg w Palmview Resort. Najwspanialsi właściciele, świetna lokalizacja, bardzo przyjazne ceny, możliwość wykupienia zorganizowanych wycieczek lub transportu (korzystaliśmy i polecamy!)
Krabi
Do Krabi z Khao Sok dostaliśmy się busem. Podróż trwała około 4 godzin i nie była najbardziej komfortowa (ze względu na stan dróg), ale w końcu dotarliśmy do naszej następnej destynacji – Ao Nang.
Prowincja Krabi ma mnóstwo do zaoferowania. Może być turystyczną pułapką, może też być zapamiętana jako jedno z najpiękniejszych miejsc w Tajlandii. Moim zdaniem kluczowe jest tutaj nastawienie i świadomość, że turkusowy kolor morza w pochmurny dzień nie będzie prezentował się tak, jak w folderach biur podróży, a odpływ może sprawić, że do najbliższej łodzi będziemy szli przez kilkaset metrów po piachu i mule.
Przyjazd do Ao Nang prosto z dżungli był dużym przeskokiem, ale chyba byłam na to przygotowana. I chociaż samo miasteczko, zgodnie z tym, co wcześniej czytałam, przypomina trochę Mielno w środku sezonu, zaskakująco nie było to dla mnie problemem. Polecam taktować to miejsce jako bazę wypadową na pobliskie, rajskie wysepki – wycieczki kupimy tu na każdym kroku.
Nocując w Ao Nang, przeszliśmy się szlakiem Monkey Trail, popłynęliśmy na słynną Railay Beach (tylko 10 minut łodzią, polecam!), wykupiliśmy też półdniową wycieczkę na Hong Island oraz kurs tajskiego gotowania. Gdybyśmy zostali tam kilka nocy więcej, z pewnością mielibyśmy co robić.
Poza tym, w Ao Nang znajdziemy nocny market, gdzie serce każdego prawdziwego miłośnika jedzenia od razu bije szybciej. Zakupy? Kupimy tu chyba wszystko. Masaże? Co kilka metrów można skoczyć do salonu (uwaga, tajski masaż to nie głaskanie po pleckach 😀 ale to złoto, zwłaszcza po długiej podróży). Wieczorem przy plaży można podziwiać pokazy fire show. Miasto żyje! Dla każdego znajdzie się coś dobrego.
Polecajka: warsztaty kulinarne w Thai Charm Cooking School. Bez dwóch zdań! Penny jest cudowną nauczycielką – dzięki niej mieliśmy okazję poznać tajniki najpopularniejszych tajskich dań. Warsztaty rezerwowałam online dzień wcześniej, w cenie był transport z/do hotelu, a po kulinarnej uczcie dostaliśmy na wynos dania, których nie byliśmy w stanie dokończyć na miejscu (tyle tego było!). Dla mnie to jedno z najlepszych doświadczeń podczas całej podróży!
Koh Phi Phi
Naszą ostatnią destynacją przed powrotem do Bangkoku była wyspa Koh Phi Phi. Z Ao Nang popłynęliśmy tam promem, co zajęło około 2h. Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa tego miejsca – opinie, które przeczytałam, były skrajnie różne, więc tym bardziej musiałam na własne oczy przekonać się, jak wypadnie w moim osobistym, tajskim rankingu.
Pierwsze wrażenie – tłoczno, turystycznie. Wychodząc z promu mijamy McDonald’s i Burger King – to ten poziom turystycznych pułapek. I zgoda, samo „centrum” nie było dla mnie jakieś oszałamiające, ale im dalej odeszłam, tym większe robiły się moje oczy. Drobniutki jak mąka piasek, turkusowa woda, urocze zatoczki z huśtawkami (sama nie mogłam się oprzeć). Coraz mniej turystów, coraz bardziej rajskie widoki. Szczególnie spodobało nam się na Long Beach, która okazała się prawdziwą perełką.
Planując 3 noce na Koh Phi Phi wiedzieliśmy, że chcemy wybrać się na wycieczkę na pobliskie wyspy. Tym razem zdecydowaliśmy się na wczesną wyprawę – startowaliśmy speedboatem około 7 rano, by uniknąć tłumów w głównym punkcie programu – słynnej Maya Beach. Mieliśmy także kilka spotów na snorkeling, widzieliśmy kalmary, rafę koralową i mnóstwo kolorowych rybek. Odwiedziliśmy też przepiękną Bamboo Island, gdzie zjedliśmy lunch i ruszyliśmy w drogę powrotną. Początkowo wahaliśmy się, czy wykupić zorganizowaną wycieczkę czy dogadać się z lokalnym rybakiem w porcie i wynająć long tail boat’a, ale ostatecznie zgodnie przyznaliśmy, że wycieczka była dobrą decyzją.
Nie ominęliśmy też wędrówki na punkty widokowe, skąd można podziwiać obie strony wyspy. Piękne miejsce! Warto jednak wybrać się tam z rana lub wieczorem, kiedy słońce jeszcze nie jest tak natarczywe. I koniecznie weźcie ze sobą wodę i krem do opalania – skoro to punkt widokowy, to wspinaczka po schodach jest nieunikniona 😉
Koh Phi Phi było naszą ostatnią rajską wyspą. Stamtąd speedboatem dostaliśmy się do portu w Krabi, skąd wzięliśmy taksówkę na lotnisko i wróciliśmy samolotem do Bangkoku.
Polecajka: najlepsze w Tajlandii Mango Sticky Rice jedliśmy właśnie na Koh Phi Phi. Szukajcie uśmiechniętej kobiety, która ma swoje owocowe stoisko na małej hali targowej (wpiszcie w mapach Google Food Market Koh Phi Phi) wracaliśmy tam codziennie i wciąż ślinka cieknie na samo wspomnienie!
Tajlandia plan podróży na 2 tygodnie – podsumowanie
Z perspektywy czasu uważam, że był to naprawdę dobrze ułożony plan, w którym zachowaliśmy balans pomiędzy aktywnym spędzaniem czasu i słodkim nic nierobieniem na rajskich plażach. Skupiliśmy się na kilku wybranych lokalizacjach i w każdym miejscu byliśmy co najmniej kilka dni. Chyba pokuszę się o stwierdzenie, że jestem dumna z naszej organizacji wyjazdu i jak na pierwszą podróż do Azji, niczego w niej nie brakowało! Jako, że sama przed podróżą poszukiwałam inspiracji i czytałam, jak inni zorganizowali dwutygodniowy wyjazd, pomyślałam, że podzielę się naszym planem na blogu.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że każdy ma inne potrzeby i możliwości. Nie ma lepszej i gorszej opcji, czasem warto zaufać intuicji i po prostu poddać się przygodzie i być otwartym na nowe doświadczenia, zamiast szukać tego „najlepszego” miejsca (spoiler: takie nie istnieją, każdy z nas może mieć swój osobisty ranking i to jest super).
Ten wpis ma na celu zainspirować Was w planowaniu. Jeśli jednak nurtują Was jeszcze jakieś pytania, chętnie na nie odpowiem 🙂
Brak komentarzy