Bez kategorii

Krem z kaszy jaglanej a’la Rafaello/ moje pierwsze zetknięcie z sushi

Czas tak szybko leci… Za tydzień już kwiecień, kto by pomyślał – patrząc na temperaturę za oknem. Za miesiąc zakończenie roku szkolnego. I wtedy.. wtedy już nawet nie liczę, ile czasu pozostało do matury. 

Czas, ten bezwzględny potwór, pożera kolejne kartki z kalendarza w coraz szybszym tempie. Chyba chce mnie tym zmobilizować do pracy. Ostatnio nawet mu się to udaje.
W ramach pysznego śniadania, pasującego do aury za oknem, przygotowałam krem z kaszy jaglanej. Kolejny raz jestem nim zachwycona. Tym razem podałam go inaczej niż tutaj, przez co w smaku podobny jest pysznym pralinkom Rafaello.



Składniki: (1 porcja)
4 łyżki kaszy jaglanej
2/3 szkl. wody + 2 łyżki mleka
3 łyżki wiórków kokosowych
2 łyżeczki syropu z agawy (lub innego słodziwa)
2 kostki białej czekolady, posiekanej
2 łyżki ulubionego dżemu, najlepiej kwaskowatego

Kaszę dokładnie opłukać, ugotować w wodzie z dodatkiem mleka, często mieszając (ok. 20 minut). Zdjąć z ognia, dosłodzić (wg uznania). Dodać wiórki kokosowe i czekoladę, wymieszać. Używając blendera, zmiksować na jednolity krem. W pucharku ułożyć połowę kremu, łyżkę dżemu i znowu krem. Wierzch udekorować pozostałym dżemem. 

Smacznego! 


A z innej beczki..
W piątek obchodziłam małe, prywatne święto z moim chłopakiem. W ramach uczczenia tego dnia, zaprosił mnie na..sushi. Moje pierwsze podejście do surowej ryby!
W sercu Katowic jest taka restauracja, Kyoto Sushi, gdzie można zjeść naprawdę doskonałe potrawy kuchni japońskiej (ale nie tylko; trochę śmieszyło mnie tiramisu w karcie deserowej ;)). Po długi namyśle zamówiliśmy maki z ogórkiem, łososiem i Philadelphią oraz nigiri z łososiem. Do tego imbryk zielonej jaśminowej herbaty, która okazała się tak aromatyczna, że jaśmin czuć było od nas później na odległość 😉
Jeśli chodzi o sushi… Nie spodziewałam się, że może mi tak smakować. Z początku nieprzyzwyczajona do tekstury ryby, z każdym kęsem byłam coraz bardziej zadowolona. I tylko nie mogłam się przekonać do marynowanego imbiru, który był dodatkiem – to nie moje smaki 😉

nasze zamówienie

Na deser zjedliśmy jeszcze lody z zielonej herbaty. Te niestety nie powaliły moich kubków smakowych – były takie zwyczajne. Chyba wolę bardziej wyraziste smaki.
Podsumowując, moja pierwsza przygoda z sushi zaliczona! Bardzo się cieszę, że wreszcie mogłam poznać jego smak (dziękuję, F.). Na pewno wybiorę się do tamtej knajpki jeszcze nie raz. 

Ja z pałeczkami – podejście pierwsze 😉


A Wy, macie swoje ulubione sushi? Coś polecacie w szczególności? Chętnie dowiem się na przyszłość, czego warto spróbować 🙂

You Might Also Like

Brak komentarzy

Skomentuj