Dzisiejszy wpis będzie dłuższy, niż zwykle. Jeśli interesuje Was tylko przepis na torcik a’la Tiramisu, znajdziecie go na samym końcu. Będzie mi jednak bardzo miło, jeśli zechcesz przeczytać parę (lub trochę więcej) słów ode mnie.
Niewiarygodne, jak szybko minęły dwa lata od czasu założenia tego bloga. Niewiarygodne, jak długą drogę przeszłam w tym czasie, jak wiele zyskałam, jak bardzo pogłębiłam moją kulinarną pasję. Pamiętam, że pierwsze urodziny bloga spędziłam na warsztatach kulinarnych z Grzegorzem Łapanowskim (klik). Minął rok, a w międzyczasie tak wiele się wydarzyło, że mogę ze spokojnym sumieniem powiedzieć – nie stoję w miejscu. Rozwijam się. Uczę się. Małymi kroczkami dążę do samodoskonalenia.
Jaki był miniony rok w działalności Planety Smaku?
Najważniejszym dla mnie wydarzeniem był udział w V Półfinale konkursu BlogerChef (relacja TUTAJ). To dla mnie wielkie wyróżnienie, które wciąż wspominam z wielkim uśmiechem na twarzy. Możliwość sprawdzenia własnych umiejętności, cenne rady jury, przydatne wskazówki zawodowych kucharzy oraz poznanie nowych ludzi – to chyba największe korzyści, jakie przyniósł mi BlogerChef. Chociaż nie, największą korzyścią było ukazanie mi, że tak naprawdę muszę przebyć jeszcze kawał drogi, żeby móc powiedzieć: potrafię dobrze gotować. I wiecie co? Ta świadomość sprawia, że naprawdę chcę rozwijać się dalej. To taka motywacja, by działać, by nie stać w miejscu.
Poza uczestnictwem w półfinale konkursu, z całą pewnością będę jeszcze długo wspominać wyjazd na Wielki Finał tych kulinarnych zmagań do Jachranki nad Zalewem Zegrzyńskim (relacja TUTAJ i TUTAJ). Jeśli macie ochotę, odsyłam Was do przeczytania szczegółowych relacji. Mogę napisać tylko jedno: dla takich wydarzeń naprawdę warto być blogerem! Spotkanie z całą masą ludzi tak pozytywnie zakręconych na punkcie jedzenia, jak ja – to nie mogło się nie udać 🙂
Kolejnym bardzo ważnym, a zarazem tak długo przeze mnie wyczekiwanym wydarzeniem, był zakup nowego aparatu – mojej pierwszej lustrzanki. To było (i wciąż jest) spełnienie moich marzeń. Wcześniej uczestniczyłam w warsztatach fotografii kulinarnej z Kubą Kaźmierczykiem (klik), gdzie tylko upewniłam się, że chcę w końcu spróbować swoich sił w pracy z bardziej profesjonalnym sprzętem. Od tamtej pory nauczyłam się wielu rzeczy, lecz wciąż pracuję nad zdjęciową oprawą bloga. Nie jest to proste zadanie, oj nie jest… Ale uczę się każdego dnia – a to kolejny plus mojego blogowania.
Zwieńczeniem kolejnego roku blogowania jest projekt, w którym uczestniczę w dalszym ciągu – współtworzenie magazynu „Maszkety”. To dla mnie ogromny powód do dumy. I znowu, tak jak poprzednie wydarzenia, niesamowita okazja do samorozwoju. Poza tą publikacją, mój przepis znalazł się także w grillowym dodatku do Dziennika Zachodniego, co mogę uznać za kolejny sukces.
Trochę tego jest, prawda? Z całą pewnością mogę więc po raz kolejny stwierdzić, że prowadzenie bloga naprawdę wiele mi dało. To nie tylko hobby, a zdecydowanie coś więcej. Coś, co sprawia, że chcę się temu poświęcać, że chcę się rozwijać, doskonalić i… czerpać z tego radość. I w tym momencie podziękowania należą się WAM, czytelnikom. Każda pojedyncza osoba, która czyta mojego bloga jest dla mnie motywacją do działania. Świadomość, że jest tych osób coraz więcej i że wcale nie piszę sama dla siebie, napawa mnie ogromną radością i sprawia, że chcę dalej pisać, eksperymentować i dzielić się z Wami tymi kuchennymi przygodami.
Dziękuję, że jesteście!
Jeśli urodziny, to i tort. Delikatny, rozpływający się w ustach, naprawdę pyszny. Ale trudno się dziwić, bo w końcu czy połączenie czekolady, kawy i mascarpone mogłoby kiedykolwiek zawieść? Ten torcik dedykuję Wam, czytelnikom. Mam nadzieję, że za rok też będę mogła świętować blogowe urodziny 🙂
Składniki:
- Biszkopt:
- 4 jajka
- 4 łyżki cukru
- 4 łyżki mąki pszennej
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- 1 czubata łyżka kakao
- szczypta soli
- Krem:
- 250 g mascarpone
- 330 ml śmietany 30%
- 2 łyżki cukru pudru
- Nasączenie:
- 150 ml świeżo zaparzonej, mocnej kawy
- 4 łyżki likieru kawowego
- 2 łyżki wódki lub spirytusu
- Dodatkowo:
- 1 tabliczka gorzkiej czekolady (min. 65% zawartości kakao)
- gorzkie kakao
Białka oddzielić, umieścić w misce i ubić na sztywną pianę ze szczyptą soli. Dodawać po łyżce cukru, aż piana będzie lśniąca. Zmniejszyć obroty miksera i dodawać po jednym żółtku, miksując. Wyłączyć mikser, wsypać przesiane mąki i kakao. Wymieszać bardzo delikatnie za pomocą szpatułki. Ciasto wylać na prostokątną blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piec przez około 25 minut w 170 stopniach. Upieczony biszkopt pozostawić do ostudzenia. Zimny przekroić na dwa blaty.
Przygotować krem: śmietanę ubić z cukrem pudrem na sztywno. Mascarpone zmiksować, dodawać po jednej łyżce śmietany i delikatnie wymieszać.
Połączyć ze sobą wszystkie składniki do nasączenia tortu. Czekoladę zetrzeć na tarce o grubych oczkach, lub używając noża „zeskrobać” wiórki.
Złożenie:
Jeden blat biszkoptu bardzo dobrze nasączyć. Przykryć połową kremu, na to położyć kolejny blat, znów nasączyć i przykryć resztą kremu. Posypać obficie gorzkim kakao oraz wiórkami czekolady. Wstawić do lodówki na minimum 1 godzinę. Można podawać z gałką lodów lub bitą śmietaną.
Smacznego!
PS zdjęcia pochodzą z mojego konta na Instagram – jeśli chcesz mnie obserwować, to możesz to zrobić tutaj 🙂
Brak komentarzy